Pluskwa w pościeli, ogień w duszy

Zanim pojawił się DDT, zanim ktoś wynalazł pojęcie „dezynsekcji” i zanim ludzie przestali traktować owady jako karę boską — pluskwa już czekała. Skryta między deskami łóżka, w fałdach lnianej pościeli, w szparach drewnianej ramy, była nocnym koszmarem tysięcy pokoleń. Maleńka, niepozorna, lecz wytrwała i bezlitosna. Historia walki z pluskwami to nie tylko opowieść o owadach. To saga ludzkiej bezsilności, wyobraźni, desperacji i… postępu. I choć wydaje się, że pluskwa to temat błahy, jedynie „higieniczny”, w rzeczywistości to bohaterka jednej z najdziwniejszych, najbardziej uporczywych batalii w dziejach domowego życia.

Kiedy pluskwa była przekleństwem i mistycznym znakiem

Wyobraź sobie średniowieczną izbę. Kamienne ściany lub drewniane bale, słoma na podłodze, łóżko z materacem wypchanym sianem, a w nim – nie tylko senne marzenia. Pluskwa, niewidoczna w dzień, w nocy wychodziła z kryjówki, by rozpocząć swoją rytualną ucztę. Ukąszenia pozostawiały nie tylko swędzące ślady, ale i wrażenie obcowania z czymś złym, niemal nieczystym. Nic dziwnego, że ówczesny człowiek nie postrzegał ich jako biologicznych pasożytów, lecz zwiastunów grzechu, choroby, przekleństwa lub działania sił nieczystych.

W tym czasie zwalczanie pluskiew Chorzów przybierało postać rytualną. Ludzie modlili się o ochronę przed robactwem, zawieszali nad łóżkami święte obrazy i używali relikwii, by odstraszyć „robactwo piekielne”. Uważano, że pluskwy znikają w domach, gdzie nie przeklinano, nie bluźniono i przestrzegano cnót moralnych. Gdy jednak nawet w domach pobożnych nie znikały – zaczęto szukać innych metod.

W akcie desperacji niektórzy sięgali po coś więcej niż kadzidła i modlitwy. Pojawiały się zaklęcia, instrukcje z apokryficznych ksiąg o „wypędzaniu żyjątek krwiopijnych”, a nawet ofiary symboliczne: składano martwe robaki w ogniskach, wierząc, że ich dusze wrócą do piekła, z którego przybyły. Było w tym coś mistycznego, teatralnego – i jednocześnie rozpaczliwie ludzkiego.

W cieniu historii: pałace, łóżka i walka o nocny spokój

Wbrew pozorom, pluskwy nie były problemem wyłącznie biedoty. W pałacach, zamkach i dworkach sytuacja wyglądała podobnie – choć dekoracje bogatsze, meble bardziej okazałe, a służba bardziej dostępna. Co z tego, skoro w tapicerce aksamitnych foteli gnieździły się te same czerwone pasożyty, które uprzykrzały życie mieszkańcom chat?

W epoce baroku łóżka z baldachimami, obite drogimi tkaninami, okazywały się idealnymi siedliskami dla pluskiew. Nic dziwnego, że co zamożniejsi arystokraci rozkładali swoje łóżka kilka razy w miesiącu, parzyli je gorącą wodą, nacierali octem winnym lub nawet wypalali ziołowym ogniem. Ciekawym rytuałem było również okadzanie sypialni liśćmi orzecha włoskiego, których zapach miał rzekomo odstraszać owady.

Niektóre źródła z XVIII wieku wspominają o zawodzie „łowcy pluskiew” – osoby, która przy pomocy specjalnych szczypiec i miski z gorącą wodą przeczesywała łóżka, szczeliny podłóg i framugi, wyciągając jednego wroga za drugim. Taka osoba była niemal tak ważna w domu jak pokojówka czy kucharka.

Wymyślność i trucizna: gdy nauka mieszała się z szaleństwem

Wraz z nadejściem rewolucji przemysłowej i rozwojem nauk przyrodniczych, walka z pluskwami zaczęła nabierać „naukowego” charakteru. Ludzie coraz lepiej poznawali cykl życia owadów, a chemicy zaczęli tworzyć pierwsze prymitywne środki owadobójcze. W użyciu były: rtęć, arsen, siarka, a nawet sproszkowany szkło (!), który miał ranić delikatne pancerzyki pluskiew. Nikt wówczas nie pytał o zdrowie użytkowników – liczył się tylko efekt: wybicie wroga.

W XIX-wiecznej Anglii pojawiły się też specjalne pasty z chlorkiem rtęci, które nakładano na nogi łóżek, framugi i meble. Były skuteczne – ale i zabójcze. Wiele przypadków zatrucia, również śmiertelnych, pochodziło właśnie z domowego „zwalczania pluskiew”. Co ciekawe, w gazetach z tamtej epoki pojawiały się ogłoszenia reklamujące cudowne mikstury „na pluskwę, molika i diabła łoża”, sprzedawane w kolorowych buteleczkach z rysunkami rozgniecionych robaków.

Równolegle, nie brakowało metod domowych – parowanie łóżek, gotowanie pościeli w kotłach, opalanie deskowanych ścian płomieniem, a także używanie silnie pachnących roślin: lawendy, bylicy, ruty, piołunu. Zwyczaj rozkładania liści w łóżku utrzymywał się aż do lat 40. XX wieku w niektórych regionach Europy Wschodniej.

Wojny, okopy i robactwo

I wojna światowa wprowadziła nowy rozdział w historii pasożytów. Pluskwy w okopach były plagą równie nieznośną co wszy. Żołnierze, przebywający miesiącami w błocie, żywiący się konserwami, cierpieli nie tylko na stres i niedożywienie – ale również na nieustanne ukąszenia. Wtedy też pojawiły się pierwsze próby masowej dezynsekcji: palenie mundurów, opalanie wnętrz baraków, stosowanie olejów, smoły i naturalnych insektycydów, głównie na bazie pyretrum (ekstraktu z chryzantem).

II wojna światowa przyniosła jeszcze bardziej radykalne rozwiązanie – DDT. Substancja, która miała być wybawieniem, była pryskana wszędzie – od schronów po szpitale polowe. I choć rzeczywiście zdziesiątkowała populację pluskiew, jej skutki uboczne były przerażające: silne zatrucia, wpływ na środowisko, niszczenie innych organizmów.

Czas nowoczesności, czyli pluskwa znowu wraca

Przez chwilę świat odetchnął z ulgą. Lata 60. i 70. XX wieku to czas, gdy w wielu krajach pluskwy niemal zniknęły z codziennego życia. Ale jak to zwykle bywa z twardymi przeciwnikami – wróciły. Silniejsze, bardziej odporne, wyczulone na nowe środki chemiczne.

W XXI wieku zwalczanie pluskiew Katowice znów stało się tematem gorącym – dosłownie i w przenośni. Oprócz środków chemicznych stosuje się dziś metody termiczne – specjalne urządzenia podgrzewają całe pomieszczenia do temperatury, w której giną zarówno dorosłe osobniki, jak i jaja. Używa się również zamrażania ciekłym azotem, pułapek feromonowych, psów tropiących zapachy pluskiew, a także monitoringu cyfrowego.

Co ciekawe – wracają też niektóre tradycyjne metody. Coraz częściej sięga się po naturalne olejki eteryczne: goździkowy, lawendowy, z drzewa herbacianego. Czasem nawet liście orzecha włoskiego wracają do łask jako domowy repelent. Historia zatacza koło – tylko tym razem z wiedzą, której wcześniej brakowało.

Artykuł powstał przy współpracy z portalem https://dezynfeusz.pl/